Miniony tydzień był dla nas bardzo ciężki. Może o mnie i mamie w następnej notce, a dzisiaj o Meli. Kilka dni temu Amelkę dopadła trzydniówka, na początku rodzice nie byli do końca przekonani, że to właśnie ten wirus, bo siostrzyczka miała wysoką gorączkę i biegunkę, poza tym była nieznośna, źle spała, budziła się co godzinę i płakała jeszcze bardziej niż do tej pory, a takie objawy miała już przy ząbkowaniu. Pewności nabrali dopiero, gdy po trzech dniach na ciele Melki pojawiła się wysypka. Zaniepokoił ich jednak guzek za uszkiem, więc po przyjściu mamy z pracy pojechaliśmy do lekarza, który stwierdził, że to normalne przy trzydniówce i że to powiększone węzły chłonne. Rodzice byli zaskoczeni, bo gdy ja przechodziłem trzydniówkę, nie miałem takich guzów. Obecnie Melka pożegnała wirusa na dobre, ale ciągle jest jakaś nerwowa i bardziej płaczliwa, co powiem szczerze trudno wytrzymać, ale mimo wszystko dajemy radę i kochamy naszego nerwusa płaczusia.
Można wychować nawet dziesięcioro dzieci, a i tak zawsze znajdzie się coś, co zaskoczy rodziców ;)
OdpowiedzUsuńŻyczymy więc szybkiego dobrego samopoczucia Amelce a Wam cierpliwości i uśmiechu:)
OdpowiedzUsuń